Jak powstał pierwszy odcinek „Poznajemy Nieznane”

Posted: 13 lipca 2015 in Poznajemy Nieznane
Tagi: , , , , , , , , , ,

2014-08-12 15.47.40 Zanim powstał pomysł stworzenia „Poznajemy Nieznane” było tylko radio. Później pasja do mikrofonu nieco osłabła, głównie za sprawą chronicznego braku czasu, na który zresztą cierpię do dziś. Być może coś na rzeczy jest również z moim drobnym lenistwem. No bo jestem leniem i muszę się czasem motywować do poszczególnych celów kilkakrotnie. Mimo tej niezaprzeczalnej wady wynik moich starań zazwyczaj przeskakuje moje oczekiwania i jestem efektami pracy bardzo mile zaskoczony. Wracając jednak do programu, dziś opowiem jak to się stało, że w ogóle powstał i przedstawię kulisy nagrywania pierwszego odcinka. A jest co opowiadać, bo był to nie lada wyczyn…

O przejściu zza panelu radiowego przed kamerę przebąkiwałem sobie po cichu już jakiś czas, jednak oficjalnie o programie zacząłem mówić gdzieś półtora roku temu. Oficjalnie zapowiedziałem start nowego projektu podczas audycji z Przemkiem Kossakowskim. Ulubieniec damskiej części publiczności TTV i TVN przyklasnął mojemu pomysłowi, pewnie dlatego, że okazał się być medialnym zwierzem, który doskonale czuje się przed kamerą. Moje słowa o nowym projekcie wypadało więc zamienić w czyny, tak też korzystając z okazji wakacyjnego wyjazdu do Chorwacji postanowiłem do walizki upchnąć jeszcze statyw, kamerę i inne ustrojstwa, które miały mi pomóc w nagraniu materiału o tajemniczym trójkącie, który to odnaleziono na Wyspie Pag.

                Muszę wyraźnie podkreślić, że wyjazd ten był wyjazdem zorganizowanym, więc miałem tylko jedną okazję, żeby nagrać materiał i przedstawić temat w jak najciekawszy sposób. Jak się później okazało wcale nie miało być tak łatwo i pilotażowy odcinek „Poznajemy Nieznane” pozostawia wiele do życzenia. Przynajmniej jeżeli chodzi o mnie. Zacznijmy od tego, że na Wyspę Pag dojechaliśmy ze sporym opóźnieniem. Los tak chciał, że akurat w ten piękny upalny dzień coś postanowiło się zepsuć w autokarze, którym przemierzaliśmy Chorwację. Takim oto sposobem wylądowaliśmy właściwie pośrodku niczego, a raczej gdzieś na Jadrance, gdzie tylko kamienie, szałwia, jakieś inne ciut już suche okazy chorwackiej flory i po prawej ręce Adriatyk i widok na wyspy. Zanim ruszyliśmy w dalszą drogę zdążyliśmy złapać trochę słońca, pokręciliśmy się wokół autokaru i okolicznych pagórków i kupiliśmy puszkę cudownie schłodzonego picia u naszych niezastąpionych kierowców. Cena, chociaż ze sporą przebitką, nie grała roli, bo upał panował tego dnia sakramencki. Sama jazda Jadranką zapewniała całkiem przyzwoite, aczkolwiek powtarzające się w późniejszej części podróży, walory wizualne. Podobała mi się ta serpentyna, piękny Adriatyk, góry i co jakiś czas wioski lub nieco większe mieściny. Na dłuższą metę było to jednak dość monotonne. W końcu jednak po długiej obserwacji Wyspy Pag udało nam się do niej dotrzeć. Na miejscu przywitała nas polskojęzyczna pani przewodnik, która szybko wylała kubeł lodowatej wody na mój zapał do stworzenia odcinka. Okazało się, że słynnego trójkąta nie odwiedzimy, bo jest on gdzieś „tam daleko, za tym wzgórzem”, bo mniej więcej tak sympatyczna pani wskazała mi drogę wymachując opaloną ręką na wschód. Zanim odczepiliśmy się od wycieczki, która poszła słuchać o soli, mydle i szałwii, wypytałem panią co wie o trójkącie. Informacje te później weryfikowałem z obcojęzycznymi źródłami, które jasno dały mi do zrozumienia, iż chyba lepiej dla pani przewodnik, że opowiada o tym mydle i soli. Poczynając od miejsca, gdzie pani umieściła trójkąt geograficznie po jego rozmiary. Odpytani tubylcy mieli jako takie pojęcie o bohaterze pierwszego odcinka, jednak bariera językowa nie pozwoliła mi wyciągnąć od nich więcej informacji. Postanowiłem więc usiąść i nagrać chociaż coś. A zdenerwowany byłem już fest…

No dobra, tak więc dotarliśmy do momentu, kiedy to po raz pierwszy jako prowadzący program miałem stanąć przed kamerą. Właściwie to dzień wcześniej nagrałem intro w miejscowości Selce, gdzie to beztrosko pluskałem się w morzu o zachodzie słońca, ale jeszcze zbyt wiele nie mówiłem. Występowanie przed kamerą bynajmniej nie było dla mnie pierwszyzną. Z racji wykonywanej przeze mnie roli rzecznika prasowego klubu sportowego miałem już styczność z kamerą i telewizją. Udzielałem sporo wypowiedzi dla różnych telewizji, tak lokalnych jak i nieco już większych. Jednak teraz to było zupełnie coś innego. Nikt mnie przed kamerą nie ustawiał, nikt mi nie zadawał pytań a operatorem i jedynym wsparciem w nagrywaniu była Kasia, która z mediami to wiele wspólnego nie miała. Cieszyłem się już, że pomału schodził ze mnie stres związany z tym, że przez awarię autokaru będziemy mieli mniej czasu na nagranie materiału, ale żeby za dobrze nie było dostałem newsa, że trójkąt jest za daleko i go z pewnością nie zobaczymy. Zostawały mydło, sól i szałwia.
Co prawda miałem już ramy scenariusza w głowie, ale nawet z tych skrawków niewiele mi zostało. Trzeba było zaimprowizować. Tak więc usiadłem w kilku miejscach, porobiłem kilka dubli, bo jeszcze wiatr dawał się mikrofonowi we znaki no i powiedziałem co wiedziałem. Stres, improwizacja i brak dostępu do źródeł spowodowały, że dograłem do filmu addendum, w którym pewne sprawy musiałem naprostować.

Wyspa Pag okazała się być wysokim koniem, z którego już spadałem, ale w ostatniej chwili jakoś się utrzymałem, może nie w siodle, ale udało się dojechać do końca trasy. Ktoś powie „pierwsze koty za płoty” i będzie miał sporo racji, bo niestety odcinek nie należy do specjalnie udanych. Tak to niestety bywa, kiedy jesteśmy uzależnieni od kogoś, a już najgorzej, kiedy musimy liczyć na wycieczkę, a do tego dojdą sytuacje losowe. Później na szczęście było już łatwiej, bo pewne wnioski udało mi się wyciągnąć. Od premierowego odcinka nie wszystko się jednak zmieniło. Kiedy już nagrywam, robię to z pasją, nigdy nic na siłę. No i od tamtej pory Kasia wspomina, że przed kamerą mówię jak Makłowicz, a gestykuluję jak Wołoszański. Chociaż żadnego z panów nie naśladuję, to patrząc z perspektywy widza coś chyba w tym jest.

Komentarze

Dodaj komentarz